| Home Forum Classifieds Gallery Chat Room Articles Download Recommend Advertise About Us Contact
GBritain.net - wiadomosci, informacje, forum , ogloszenia, Wielka Brytania
GBritain.net - miejsce spotkań Polaków w Wielkiej Brytanii Szukaj na GBritain.net
Serwisy główne
Strona główna
Wiadomości
Artykuły
Ogłoszenia
Forum
Czat room
Kalendarium
Galeria zdjęć
Pobieralnia
Słownik PL-EN
Wyszukiwarka
Reklama
















Artykuły > Ciekawostki - Rozrywka > Wystarczy jeden funt
W tych sklepach jest tak tanio, że klienci bywają podejrzliwi... Popularnie nazywa się je "funciakami". Są to miejsca, w których pytanie się o cenę nie należy do najlepszych pomysłów i może narazić nas na drwiące spojrzenie sprzedawcy. Przyczyna jest prosta: każdy z produktów znajdujących się na półkach kosztuje 1 funta (lub mniej).

Przez "funciaki" każdego dnia przewijają się tysiące klientów. Narzekają oni często na tłok panujący w sklepach, bałagan na półkach i niepowtarzalność niektórych produktów. Te niedogodności wynagradza im niska cena oferowanych produktów i nadzieja, że może uda im się trafić na prawdziwą okazję.

Mało który z nich wie, że tzw. pound shopy zawdzięczają Michaelowi Marksowi – jednemu z założycieli Marksa & Spencera.

Marks & Spencer jako pound shop? Żarty? A jednak tak wyglądały początki tego słynnego sklepu. Dziś wydaje się to aż nieprawdopodobne, że ten znany i relatywnie dość drogi sklep, oferujący wysokiej jakości produkty, w początkach swojej działalności był penny shopem, gdzie wszystko kosztowało tylko 1 pens. Pomysł sprzedaży wszystkich produktów po jednakowej cenie nie narodził się więc 17 lat temu wraz z powstaniem Poundlandu, ale jeszcze wcześniej. Pomysłodawcą całej idei był Michael Marks – jeden z założycieli Marksa & Spencera. Słynny dziś na całym świecie sklep powstał w XIX wieku na targu w Leeds, jako "penny store". "Nie pytaj o cenę, to kosztuje tylko pens" – głosił napis na straganie Michaela Marksa w Kirkgate. Był rok 1884. 10 lat później dołączył do niego Tom Spencer – kasjer pracujący w hurtowni. Tak narodził się Marks & Spancer. Pozycja firmy umacniała się. W 1914 roku wykupiła London Penny Bazar Company. Z czasem jej wpływy rozszerzyły się na południe, a później na cały kraj.

Na pomyśle Marksa swoje poundlandowe imperium zbudował kilkanaście lat później Poundland. Sklep oferuje ponad 3000 produktów w cenie 1 funta. Pilotażowy sklep został otwarty w grudniu 1990 roku w Oktagon Centre, w Burton-upon-Trent. Tylko w ciągu pierwszego dnia istnienia sprzedano produkty za zawrotną kwotę L13,000. Dziś Poundland posiada 150 sklepów na terenie całej Anglii, które odwiedza co tydzień ponad półtora miliona klientów polujących na funciakowe okazje. Jego konkurentem jest tańsza o 1p sieć "99p Stores". Powstała w 2001 roku jako rodzinny interes. Dziś uważana za jedną z najszybciej rozwijających się firm – posiada 52 sklepy na terenie Wielkiej Brytanii.

W zakupowym mrowisku
Sklepy oparte na koncepcie pound shopu nie rzucają na kolana wystrojem wnętrza, bo to niejednokrotnie przypomina rodzinne składziki z panującym w nich wiecznym bałaganem. Znalezienie szukanej rzeczy często graniczy z cudem. Minusem funciaków jest też ich notoryczne zatłoczenie. Na stosunkowo małych sklepowych powierzchniach każdego dnia kłębią się tysiące klientów. - Przyznaję, że nasz sklep jest zawsze zatłoczony, ale nic na to nie poradzę, że panuje w nim ruch. Co doprowadza mnie do szaleństwa to ludzie, którzy doskonale wiedzą, że w sklepie jest zawsze tłoczno, mimo to przychodzą i narzekają. Nie mogę im przecież powiedzieć, że jeśli im to nie odpowiada, to mogą iść do domu. Niestety, nie mogę powiększyć sklepu – mówi Gareth, pracujący w Poundlandzie jako weekend sales assistant. Funciaki są bardzo popularne, dlatego czasami zakupy w nich przypominają stanie w ulicznym korku. - Czasami aż trudno się poruszać. Ludzie są wszędzie. Przepychają się, potrącają, nie zwracają uwagi na innych. W takich warunkach ciężko robić zakupy – mówi Lyly z Rosji. Nie tylko jej przeszkadza tłok. - Te sklepy mogłyby być większe. W środku jest bardzo tłoczno – narzeka Anglik Garry. Sprzedawcy przyznają, że największa ilość skarg dotyczy właśnie tłoku panującego w sklepach.

- Dziennie przewija się przez nasz sklep około 2 tysięcy ludzi. Najbardziej klientom nie podoba się wzmożony ruch i to, że jest tu tak tłoczno. Jest to jednak nieuniknione, ponieważ sklep nie jest duży. Natomiast w innych sklepach tej sieci, w których pracowałem, ten problem nie istnieje. Wszystko zależy od sklepu, od lokalizacji. Camden jest bardzo ruchliwą dzielnicą – mówi Paweł Wiśniewski, manager sklepu 99p Stores na Camden Town. Sprzedawcy doradzają, żeby wybierać się na zakupy o poranku, krótko po otwarciu, kiedy panuje tam nienaganny porządek i nie ma zbyt wielu klientów. – Teraz jest tutaj bałagan, ale wieczorem większość sklepów tak wygląda. Jeśli pójdziesz do H&M czy Primarku, zobaczysz porozrzucane na ziemi rzeczy. U nas jest tak samo – mówi Paweł Wiśniewski.

Rzucili proszek
W pound shopach trafiają się prawdziwe perełki. Wtedy trzeba decydować się na zakup szybko i dosłownie łapać okazję w locie. Część produktów pojawia się na półkach tylko raz, czasami dosłownie na parę minut. – Pamiętam, jak pracowałem jeszcze jako staff, mieliśmy 8 kilogramów proszku "Lanza" za funta. Z tym, że nie było tego dużo. Parę miesięcy temu przyszły świeczki wysokości około 60 cm, taki bukiet jak gdyby lilii – około 100 sztuk. Sprzedało się to w przeciągu zaledwie trzech czy czterech minut. Kobiety to obtoczyły. Cena sklepowa tego produktu wynosiła około 10-15 funtów – mówi Paweł. Przypomina to trochę zakupy w latach stanu wojennego, kiedy na pustych półkach królował ocet, a przed sklepami, do których właśnie rzucili towar, kłębił się rozgorączkowany tłum gotowy kupić dosłownie wszystko, bo taka okazja może się już nie powtórzyć. I zgodnie z przewidywaniami przeważnie się nie powtarzała. Nie inaczej rzecz ma się z funciakami. – Asortyment ciągle się zmienia. 2 tygodnie temu zauważyłem puste DVD-R wraz z opakowaniem. Właśnie kupiłem DVD-+RW dla mojego PC i wiedziałem, że trafiłem na okazję. Nie kupowałem zbyt wiele, bo bałem się, że nie będą działać. Wszystko było jednak w porządku, więc wczoraj wybrałem się do sklepu po więcej. Zgadnij – wszystkie były wyprzedane, a obsługa nie potrafiła powiedzieć, kiedy będą w sprzedaży ponownie – skarży się w ankiecie dotyczącej Poundlandu internauta o pseudonimie Dibalmond. Niestety, kupując za funta, nie możemy mieć wszystkiego. Zdarza się, jak przyznają sprzedawcy, że czasami klienci mają bardzo wysokie oczekiwania i chcieliby kupić telefon czy czajnik za funta, co nie jest możliwe. Część kupujących przyzwyczaja się też do towarów, które są dostępne w sklepie jedynie przez jakiś krótki czas, a potem już się w nim nie pojawiają. - Istota tego biznesu polega na tym, że część linii, które sprzedajemy, to są linie regularne, dostępne przez cały rok. Natomiast są też linie sezonowe, tzw. serie limitowane, czy też firmy od których kupujemy wprowadzają promocje. Teraz na przykład mamy pastę Colgate – dwie za funta. I to jest w sprzedaży tylko przez jakiś czas. Chodzi o zachęcenie klienta. W tym typie biznesu musisz każdego dnia coś ciekawego wystawić, żeby go zainteresować i żeby przyszedł jeszcze raz – wyjaśnia Paweł, manager 99p Stores na Camden.

A ile to kosztuje?
Choć trudno w to uwierzyć, sprzedawcy pracujący w sklepach za funta, każdego dnia pytani są o cenę produktu. – To jest po prostu niesamowite. W całym sklepie są napisy mówiące, że wszystko kosztuje 99p. Ludzie mimo to pytają. Często tłumaczę, że niezależnie od tego co wybiorą, i tak cena będzie ta sama - 99p, bo każdy z produktów w tym sklepie tyle kosztuje. Po chwili słyszę, no dobrze, a to ile to kosztuje i pokazują wybrany przez siebie produkt - mówi Paweł z 99p Stores. Każdego dnia około 20 klientów pyta nas o cenę – dodaje Ela Targońska z 99p Stores. Na obronę pytających – którzy na pierwszy rzut oka wydają się nie rozumieć ani słowa pisanego, ani mówionego – trzeba dodać, że sklep sklepowi nierówny. W Poundlandzie towary sprzedawane są za funta, w 99p Stores za 99p. Sprawa komplikuje się natomiast w przypadku hinduskich funciaków. Pound Savers, 98p Store, Pound Cutter – i różnego rodzaju poundladowe wariacje znajdziemy bez trudu na każdej prawie głównej ulicy. Tym, co zdecydowanie różni je od typowego pound shopu, są… ceny oferowanych produktów. Przy kasie ku naszemu kompletnemu zaskoczeniu nagle okazuje się, że nie wszystko kosztuje faktycznie 98p, a za niektóre produkty po prostu przepłaciliśmy. Zagadnięty sprzedawca jednego z takich sklepików na High Street na Kilburn, na pytanie czy naprawdę wszystko kosztuje tutaj 98p – odpowiada tajemniczo, że nie może odpowiedzieć na to pytanie. Dla potencjalnego klienta oznacza to nic innego jak kłopoty, kiedy przyjdzie do płacenia rachunku.



strony: [1] [2]
komentarz[1] |
O portalu  |  Prywatność  |  Napisali o nas  |  Partnerzy  |  Polecaj nas  |  Faq  |  Rss Współpraca  |  Reklama  |  Kontakt / Redakcja
© 2004 - 2024 www.GBritain.net - All Rights Reserved / Wszelkie prawa zastrzeżone  |  ISSN 1898-9241   |   [polityka cookies]