GBritain.net

http://www.gbritain.net

:: Konsumencie, nie daj się
Artyku� dodany przez: Damian (2007-09-10 13:57:13)

Gdy jesteś bezsilny wobec wygadanego szefa sklepu, w którym kupiłeś rozpadające się buty na wyprzedaży i których cena wcale nie była tak niska, jak zapowiadał napis na witrynie, obroni cię twój anioł stróż, Trading Standards Service.

Do miasteczka zawitała jednodniowa wyprzedaż. Ulotki i reklamy w lokalnej gazecie już od kilku dni nawoływały: „Tylko w tę sobotę niepowtarzalna wyprzedaż markowych urządzeń elektrycznych po najniższych cenach”. Powód – potrzeba pozbycia się zapasów z magazynów. Już od rana przed hotelem w którym wynajęto salę na tę okazję, kłębi się tłumek gospodyń domowych rozpalonych chęcią na nowego robota kuchennego i majsterkowiczów spragnionych wiertarki udarowej za połowę normalnej ceny.

Oczekiwania rosną w miarę opowieści doświadczonych amatorów wyprzedaży o tym, na jakie okazje już zdarzało im się trafiać. Po otwarciu podwojów klienci ruszają do środka, jakby to było otwarcie peerelowskiego domu towarowego centrum na kilka dni przed wigilią. Tam już z katalogami czekają na nich za ladą ekspedienci. Mnogość artykułów trudna była do wyeksponowania na półkach, więc czekają one na zapleczu. Obsługa przyniesie je po dokonaniu transakcji. Kilku klientów wychodzi z zakupami tak okazyjnymi, jakby wygrywali na loterii – czterdziestocalowy telewizor plazmowy sony w cenie turystycznej zabaweczki, dwukomorowa lodówka Whirlpool za sumę, za jaką nabyć można by jedynie przenośny termos.

Ludzie wpadają w amok. Krzyczą do sprzedawców, przepychają się jeden przez drugiego i wymachują w powietrzu banknotami gotowymi do wręczenia obsłudze w zamian za zakupy rodem z marzeń. Uszczęśliwieni unoszą pośród zamętu pakunki nad głową prosto do bagażnika samochodu. W domowym zaciszu nabyte sprzęty okazują się być jednak znaleziskiem zgoła innego rodzaju niż był spodziewany. Mikser jest firmy Camdy, a nie Candy, wiertarka nie jest udarowa, a jedynie ma mieć działanie „prawie jak udarowa” – wychodzi na jaw po dokładnych oględzinach napisów na opakowaniu. Do kogo zwrócić się z reklamacją? Okazyjna wyprzedaż już odjechała w siną dal.

Wyprzedażowe szacher-macher
- Takich historii słyszymy ostatnio coraz więcej – mówi Adrienne Larkin, menedżer działu doradców Trading Standard Service. Fantastyczne historie o okazjach rozpowszechniają wśród tłumu zwykle podstawieni przez sprzedawców współpracownicy. Tym samym osobom trafiają się też te naprawdę smakowite wyprzedażowe kąski. Pozostali nabywają towar za mało okazyjną cenę, nierzadko po prostu tandetny chłam.

Tymczasem według przepisów nabyte artykuły muszą być wolne od usterek, a ich cena odpowiednia do jakości i wykończenia. Muszą się nadawać do wykorzystania w celach, do których są przeznaczone, a ich opakowanie nie powinno zwodzić klienta co do swojej zawartości. – Na tej podstawie jesteśmy w stanie ścigać każdego handlowca – zaznacza ekspertka.

Trading Standard Service jest urzędem państwowym. Jego oddział mieści się przy każdym councilu. Tam na wizytę umówieni zostaną wszyscy interesanci, którym w załatwieniu sprawy nie wystarczy telefoniczna porada pod numerem telefonicznym specjalnej infolinii, 08454 04 05 06. – Jeśli nasza interwencja nie przyniesie oczekiwanego skutku, kierujemy sprawę do trybunału – deklaruje przedstawicielka służb ochrony praw konsumenta.

Funkcjonariusze dokonują też standardowych kontroli placówek handlowych. Często podejmują akcję, udając zwykłych klientów, aby przekonać się, jak wyglądają w rzeczywistości praktyki handlowe sprzedawców.
- Choćby ostatnio musieliśmy zmusić sklep jednej z dużych sieci handlowych do zdjęcia z witryny reklamy „wszystkie ceny o 10 procent niższe”, bo była myląca dla klientów. Zgodnie z logiką od każdej ceny naklejonej na metce odliczali oni dziesięć procent. Tymczasem sprzedawca przy kasie zaskakiwał ich twierdzeniem, że ceny już są skalkulowane na niższym poziomie – opowiada.

Zdatny, ale nie najlepszy
Klient powinien móc poznać cenę produktu przed dokonaniem zakupu i nie „na twarz” od sprzedawcy – to jeden z podstawowych warunków uczciwego handlu. Poza tym najwięcej regulacji dotyczy sprzedaży artykułów spożywczych, jako że mogą bezpośrednio zagrażać zdrowiu konsumentów.

- Ważne jest rozróżnienie pomiędzy datami na opakowaniach produktów „use by” i „best before” – zastrzega przedstawicielka urzędu. Pierwszy termin pojawia się zwykle na opakowaniach produktów świeżych i jest nieprzekraczalny. W momencie jego upływu towar musi zniknąć z półki. Druga wersja dotyczy produktów konserwowych. Nie jest to data ścisła. Nie oznacza to jednak, że puszkę z fasolką można oferować klientowi bez końca.

- Sprzedawca ma obowiązek kontrolować stan produktu. Co jakiś czas otworzyć któreś z opakowań i sprawdzić przydatność do spożycia – informuje doradczyni. Wizerunek produktu na opakowaniu musi być zgodny z zawartością. Zupa z trzema drobnymi kawałkami mięsa w środku nie może być sprzedawana z etykietą obrazującą zawartość jako mięsną ucztę.

W brytyjskim prawie nie ma z góry określonego terminu gwarancji, jakim powinien być objęty produkt. Stąd w przypadku usterek szczególnie warto zasięgnąć porady Trading Standards Service przed wejściem w dyskusję ze sprzedawcą.
- Te same buty mogą nie być objęte gwarancją już po trzech tygodniach intensywnego użytkowania. Jeśli jednak założę je raz, a potem drugi raz po pół roku na inną uroczystą okazję i się rozkleją, to definitywnie mam prawo do reklamacji – rozróżnia Adrien Larkin. Sprzedawca nie ma obowiązku przyjąć produktu, jeśli po prostu nam się on nagle przestał podobać. Chyba że kupiliśmy go wysyłkowo, za pomocą katalogu, za pośrednictwem Internetu czy telefonu.

Lepiej czytać dokumenty
- Dużo skarg dotyczy zakupu używanych samochodów. Tu jednak często zdarza się, że klient po takim produkcie po prostu zbyt wiele oczekuje – mówi ekspertka.
Newralgicznym momentem w życiu konsumenta jest zwykle podpisywanie umów, na przykład na kupno telefonu komórkowego z abonamentem.
- Lepiej taki dokument przeczytać spokojnie w domu przed podpisaniem lub przynieść do nas do konsultacji. Gdy się go podpisze na miejscu na podstawie ustnych zapewnień sprzedawcy, trudno potem dowieść, czy to my źle zrozumieliśmy, czy on wprowadził nas w błąd – zastrzega.

Warto przemyśleć też dobrze umowę zaciągnięcia kredytu.
- Jeśli podpiszemy ją ze sprzedawcą udzielającym go na miejscu, nie ma już odwrotu – ostrzega. Inaczej jest na szczęście, gdy kredytu udziela strona trzecia, do której dokument podpisany tylko przez nas jest przez sprzedawcę wysłany. Wtedy zanim dostaniemy pocztą kopię z podpisem kredytodawcy, a nawet do pięciu dni po jej otrzymaniu, mamy prawo się wycofać.
- Nawet jeżeli okażemy się placówką niewładną udzielić pomocy w danej sprawie, skierujemy zainteresowanego w odpowiednie miejsce. W przypadku wątpliwości nie warto więc się wahać, tylko zasięgnąć u nas porady –zaprasza konsultantka.

Jaromir Rutkowski

adres tego artyku�u: http://www.gbritain.net/articles.php?id=166